Katherine
Mieszkam z moją przyjaciółką Gwen na obrzeżach Los Angeles.
Obie w tym roku kończymy 23 lata. Ona pracuje w sklepie muzycznym, a ja, jako
barmanka, w Whisky a Go Go, przy ulicy na której zaczęły i zaczynają się
kariery wielu zespołów – przy Sunset Boulevard.
Nasz jednopiętrowy dom nie jest duży. W sumie ciężko mi to
ocenić, jak dla nas miejsca jest wystarczająco. Trzydzieści metrów kwadratowych
na dwie osoby to jednak sporo.
Na prawo od wejścia
mamy kuchnię, dalej mój pokój, na lewo salon oraz pokój Gwen, na wprost
łazienkę.
Wiedziemy dosyć ciekawe życie…
***
Zbliżała się północ. Chłopaki powinni zaraz lądować w LA.
Czyli, za jakieś czterdzieści minut powinni sie zjawić u nas w domu. Dla
zabicia czasu, usiadłyśmy z Gwen w salonie przed telewizorem. Tradycyjnie włączyłyśmy
MTV.
Wtem usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Zerwałyśmy sie na równe
nogi i pobiegłyśmy otworzyć. Naszym oczom ukazały się cztery kosmate głowy.
Starali sie uśmiechać, jednak zmęczenie na ich twarzach odznaczało się tak
bardzo, że bardziej wyglądało to na grymas. Weszli do środka, zdjęli kurtki i
buty i rozsiedli się w pokoju na sofie. Nawet nie zanieśli swoich bagaży tylko
zostawili je w naszym ciasnym przedpokoju.
Szczęśliwy powrót trzeba oblać, wiec poszłyśmy do kuchni po jakiś
alkohol. Jednak, gdy wróciłyśmy już z rękami trzęsącymi się od ciężaru butelek
i szklanek usłyszałyśmy….
–Może... Nie dziś. Okej? I jutro... Też nie... – powiedział
Lars.
–A wam co się stało? – spytałam zdziwiona.
–Piło sie to tu, to tam i... Widzisz. Zarządzam odwyk.
–Mów za siebie słaba głowo. – burknął mu James.
I tak Lars skończył świętowanie i poszedł spać.
My natomiast, z chłopakami, zaczęliśmy imprezowanie. Gwen siedziała
już na kolanach u Jasona, obok James i Kirk, a ja na fotelu.
– To jak tam trasa? – Spytała Gwen. – Opowiadajcie!
– Trasa jak trasa. Jedziesz, koncert, jedziesz, koncert, czasem
dwie noce z rzędu w jednym mieście... No i zimno w tej europie. Na północy
szczególnie... – mówił Kirk
– Nie no, Kirk to rozgrzany był. – zaśmiał się Jase, a zaraz
po nim James
–Ohoho, to cóż tam się działo co? – spytałam.
Hammett lekko się zaczerwienił.
– Wyrwał sobie jakąś laskę w hotelu, nawet nie pamiętam w
jakim mieście to było, i no wiesz, szlajamy się jak to zawsze, wchodzimy do
jego pokoju, znaczy jego i Ulricha, wiec na dobrą sprawę Lars szedł do siebie.
No i sam w łóżku to on nie był. – opowiadał James.
– Zdradzał mnie sukinsyn – dobiegł nas głos z pokoju z góry.
– A ty nie podsłuchuj. – krzyknął do niego Jason.
– No Kirk, jeszcze jakieś przygody?
– Wiesz, może już nie pamiętam nawet. – zaśmiał się i wziął
łyk piwa.
***
Metallicę poznałyśmy w jej samych początkach, oczywiście
chodzi mi o samą muzykę. Miałyśmy kumpla, nazywał się Brandon Simmons, nadal
utrzymujemy kontakt, jednak po tym, jak wyjechał do Nowego Jorku, widzimy się
dużo rzadziej. Owy kolega brał czynny udział w wymianie kaset, więc bardzo na
tym skorzystałyśmy.
A jeśli chodzi o zapoznanie się z członkami zespołu to
historia nie jest zbyt skomplikowana, chociaż z tego co mówi mi Gwen, swój
początek ma kilka lat wcześniej, w sklepie z kasetami w Long Beach, w którym
pracowała jej kuzynka, a ona zwyczajnie przychodziła z nią siedzieć. Podobno
pewnego dnia pojawił się tam Lars i skończyło się tym, że wylądował u nich w
domu na jakiejś małej imprezie. Do końca nie wiem czy to prawda, chociaż obie
strony potwierdziły.
Natomiast to „właściwe” poznanie miało miejsce w Hollywood
Palladium w Los Angeles w marcu 1985 roku. A że ja i Gwen zawsze zostajemy do
końca imprezy, to udało nam się spotkać z muzykami. I jakoś to się pociągnęło,
a to spotkania, wyjazdy, zabrali nas raz ze sobą na kilka koncertów po USA…
***
Poszłam na chwilę zajrzeć gdzie Lars postanowił się położyć.
Znalazłam go w swoim pokoju na łóżku. Cóż… Jakoś damy radę.
Gdy wróciłam zastałam samego Jamesa. Gwen ponoć poszła zapalić,
także domyślam się że Jason również jest na ganku. Kirk poszedł do łazienki.
Spojrzałam na stolik. Butelki były puste, więc zdecydowałam
je zabrać, żeby rano nie było syfu i nie śmierdziało w całym domu.
– Może Ci pomogę? –
spytał długowłosy blondyn, widząc, że szkło prawie wymyka mi się z rąk.
– Byłoby świetnie. – uśmiechnęłam się.
Zanieśliśmy butelki do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wzięłam
kolejne. Już chciałam się obrócić i zamknąć plecami drzwiczki kiedy Hetfield
ocknął się jak ze snu i mnie zatrzymał ręką.
– Kirk mówił, że już…
– Nie pije, tak? – przerwałam mu.
– Tak, i idzie spać.
– Zmęczony po przygodach? – spytałam żartobliwie. James
parsknął.
– Co taki zamyślony?
– Ja?
– A kto, ja?
– Zaraz zamyślony… Oj, chodź już. – popchnął mnie przed
siebie i tak szliśmy jedno za drugim z powrotem do salonu.
***
Gwen
Odpaliłam czerwonego Marlboro, zaciągnęłam się i wypuściłam
dym przed siebie. Westchnęłam głośno. Nagle poczułam czyjeś ręce na swojej
talii. Wystraszyłam się odrobinę, gdyż nie słyszałam, aby ktokolwiek za mną
szedł. Odwróciłam się.
– Co tam kochanie?
– Oj Jason, Jason, nie strasz mnie tak… – powiedziałam i
cmoknęłam go w usta.
Oparliśmy się o barierkę na ganku. Muszę przyznać, że był on
całkiem ładny. Pod sufitem wisiało kilka kwiatków, była niewielka drewniana
ławeczka, stolik… Latem jest tu zdecydowanie lepiej… I cieplej. Chociaż w nawet
w środku lutego to miejsce ma swój urok. Zawsze siedzimy tu z Kat w letnie
wieczory i rozmawiamy, pijąc powoli whiskey z colą i lodem. Często czytamy
książki, śpiewamy, grając na gitarze akustycznej… Naprawdę lubię te nasze
wspólne noce przed domem…
– Przestań palić to świństwo. – powiedział, wyrywając mnie z
zamyślenia. Zabrzmiał całkiem poważnie.
– Przestań tyle pić. – burknęłam. Nie lubię jak ktoś się
wpieprza w moje sprawy. Szczególnie takie błahe. Przynajmniej dla mnie.
– Jasne, załatw sobie płuca. – odwrócił się w moją stronę.
Jednak ja nie chciałam w tej chwili na niego spojrzeć.
– A Ty wątrobę.
– Kurwa, Gwen! Myślisz, że nie wiem, że brałaś,
bierzesz czy w ogóle co robisz, ja już
nie wiem co się z Tobą dzieje! – wybuchł.
– Nie krzycz na mnie, dobrze? – poprosiłam, powoli
odwracając się w jego kierunku.
– Pozwól mi, a ci pomogę… Tylko mi na to pozwól. Rozumiesz?
– popatrzył mi prosto w oczy, ujmując moją twarz w swoich dłoniach.
Jason
Martwię się o nią. Bardzo. Bardzo się o nią martwię, bo ją
kocham. Kocham ją. Nie chcę, żeby niszczyła się papierosami czy używkami. O
alkohol nie mogę się czepiać, bo sam piję. Ale ludzie święci, bez przesady. Nie
urywa mi się film, nie rzygam w nocy ani nie chodzę pijany przez kilka dni pod
rząd ani nie stwarzam zagrożenia dla nikogo… Po prostu: Lubię wypić. Tak o. Jak
normalny człowiek.
No dobra, jestem wstanie zrozumieć, że jest załamana po
tragicznej śmierci jej ojca w wypadku samochodowym pól roku temu, ale są jakieś
granice… Czy nie lepiej po prostu z kimś pogadać? Tyle razy próbowałem
zaciągnąć ją do psychologa. Na darmo. Potem na odwyk. Tez nic z tego. Uciekła
po dwóch godzinach.
– Rozumiem. – mówiąc to zgasiła fajkę w popielniczce, która
znajdowała się na stoliku.
Odwróciła się w moim kierunku i spojrzała na mnie swoimi
nieziemskimi czekoladowymi oczami i uśmiechnęła się delikatnie. Podeszła do
mnie bliżej. Przez chwilę chciałem ją pocałować, jednak uznałem, że nie
zasłużyła i odsunąłem się gwałtownie.
– Ja cię przypilnuję. – powiedziałem uśmiechając się i
wszedłem z powrotem do mieszkania, zostawiając moją dziewczynę z lekka
zdezorientowaną.
Gdy przyszedłem, w pokoju byli już tylko James i Katie.
Usiadłem obok nich, a za chwilę wróciła Gwen.
– Kirk odpadł? – spytałem.
– Taaa. – odpowiedział mi James.
– Błagam, niech tylko nie śpi na moim łóżku. Aż pójdę
sprawdzić. – oznajmiła Gwen.
Po chwili wróciła.
–Ufff.
Zaśmialiśmy się wszyscy. Wypiłem jeszcze do końca to, co mi
nalano, tak samo jak moja dziewczyna i poszliśmy spać do jej pokoju, tym samym
zostawiając Hetfielda z Turner samych.
James
Zapanowała
cisza. Nie była ona jakaś niezręczna. I to mnie zastanawiało… Spojrzałem na
Kat. Coś mi się wydaje, że ona była jednak lekko zakłopotana. Nagle wstała i
zaczęła sprzątać.
–Pomóc ci? –
spytałem już dziś drugi raz. Skinęła głową, uśmiechając się delikatnie.
Zanieśliśmy
szkło do kuchni. Spojrzałem na nią znowu. Było w niej coś co przyciągało mój
wzrok. Była naprawdę ładna. Nie wiem jak to się stało że nigdy wcześniej tego
nie zauważyłem. Może dlatego, ze pierwszy raz tak naprawdę zostaliśmy sami i
nie zwracałem na to uwagi.
–Pijesz coś
jeszcze? – spytała, wyrywając mnie z zamyślenia.
–Nie, dziękuję.
– uśmiechnąłem się.
Wróciliśmy na
sofę. Wyglądała na spiętą. A przecież znamy się już trochę… Miała bardzo
delikatne rysy twarzy. W ogóle była drobna i delikatna. Jej włosy były bardzo
długie, sięgały niemal do pasa. Czoło przysłonięte grzywką…
– Cóż… –zaczęła.
– jesteśmy skazani na siebie na jednym łóżku. – powiedziała.
Kto skazany
ten skazany, mi to nie przeszkadza.
– Chyba, że
wybierasz podłogę. – zażartowała. Zaśmiałem się.
– Chcesz już iść
spać?
– A ty nie
chcesz? Nie jesteś zmęczony drogą?
– No to się
odsuń, trzeba to rozłożyć. – powiedziałem uśmiechając się. Usiadła na fotelu.
Do końca nie
wiedziałem co robię, nie wiedziałam gdzie co jest… Widząc moje skupienie na
twarzy zaczęła dawać mi instrukcje.
– No i teraz…
Nie, ta poduszka z drugiej strony…
– Coś jeszcze
wasza wysokość? – zapytałem. Wybuchła śmiechem, lecz po chwili się opanowała,
aby nikogo nie obudzić.
Kat wyłączyła
światło i położyła się obok mnie. Zaraz po tym wyłączyła telewizor. Nastała
zupełna ciemność. Jednak księżyc oświetlał niewielką część pokoju. Obróciłem
się w jej stronę, żeby jeszcze na nią popatrzeć. Odwróciła głowę w moją stronę.
– Hm? –
mruknęła cicho. Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się do niej.
Może nie będę się rozpisywać pod 1. rozdziałem... Po prostu liczę na jakieś komentarze. Czepiajcie się wszystkiego, jednak mile widziane są również pozytywne opinie (oczywiście, nic na siłę).