James
Nie mam zielonego pojęcia co mnie popchnęło, żeby jednak
zgodzić się na spotkanie z tą laską.
Nawet nie wiem jak ma na imię. I jest modelką. A modelki są często sukami. No
może nie wszystkie, ale akurat te, które w swoim życiu spotkałem…
– Cześć James. – powiedziała piszczącym głosikiem. Zemdliło
mnie.
– Cześć…
– Renee. – wyciągnęła dłoń w moim kierunku.
Już miałem dość. Ale przecież nie będę skurwielem, nie?
– Słuchaj, wiem, ze pewnie myślisz, że jestem pusta jak te
inne idiotki z mojej branży, i pewnie jeszcze sądzisz, że nie wiem kim jesteś,
bądź, że wiem kim jesteś i lecę na sławę, kasę i inne bajery. Ale tak nie jest.
Chciałam się po prostu z tobą spotkać i podziękować…
– Dobra, skończ ten monolog, proszę.
– Wybacz. Chciałam tylko powiedzieć, ze tworzycie świetną
muzykę i chciałam cię poznać z tej drugiej strony. – powiedziała uśmiechając
się.
I tak w ciągu kilku minut Jessica złamała większość
stereotypów, które zdążyły przewinąć się przez moje myśli. Ale przecież mogła
kłamać.
– Dobra, nie marnujmy czasu, wejdźmy do środka.
– Właściwie to czemu akurat ten klub? – spytałem z
ciekawości.
– Zaraz zobaczysz. – uśmiechnęła się tajemniczo. – Mam
nadzieję, że dobrze wydedukowałam…
Weszliśmy do klubu, w którym unosił się zapach piwa, potu i
skór… Skór. Właśnie. Skąd wzięło się tu tylu ludzi z koszulkami… Motörhead?
Przypadek.
Usiedliśmy przy barze. Renee zamówiła dla nas kolejkę wódki.
Nie sądziłem, że tak szczupła, wręcz wątła osoba, a tym bardziej modelka, od
razu rzuci się na alkohol. A jej niewinna twarz wręcz niepasowana do tego
miejsca.
Postanowiłem zacząć rozmowę, bo zaczynało być drętwo.
– Skąd znasz Dorothee? – spytałem. Jedyne co przyszło mi do głowy.
Nie starałam się zbytnio.
– Szczerze mówiąc to nie pamiętam… Chyba chodziłam kiedyś z
nią na jakieś zajęcia. Jest bardzo… specyficzna.
– Fakt.
– A co?
– Tak pytam.
W klubie zaczęło się robić coraz głośniej. Nagle usłyszałem
niski, zachrypnięty, męski głos. Rzuciłem okiem na scenę. Otworzyłem usta ze
zdziwienia.
– Podoba się?
– Kobieto. I jeszcze się pytasz? – mówiąc to chwyciłem ją za
rękę poszliśmy w środek tłumu.
Renee coraz bardziej mnie urzekała. Nie byłą brzydka. Taka
zwyczajna. I zachowywała się dosyć normalnie. Co mnie zaskoczyło. Czyżby
pierwsza modelka, która złamie mój stereotyp na temat kobiet w tej branży?
Gdy koncert się skończył ponownie usiedliśmy przy barze i
rozmawiając, pochłanialiśmy kolejne kieliszki wódki.
Katherine
Znów był poniedziałek, co oznaczało kolejny dzień pracy.
Wydawałoby się, że to jeden z tych dni, kiedy przez całą moją zmianę nikt tu
nie wchodził, więc poszłam na zaplecze i zaparzyłam sobie kawę. Kiedy wróciłam
z kubkiem w ręku, do pomieszczenia weszła wysoka blondynka. Nie wyglądała na
kogoś, kto gra na jakimkolwiek instrumencie. Ale cóż, może oceniam ludzi zbyt
pochopnie.
Kobieta podeszła do półki z używanymi winylami. Przejrzała
jeden po drugim, aż w końcu wyjęła jakiś. Podeszła do kasy ucieszona.
– Dobry wybór. – powiedziałam, ujrzawszy okładkę Master Of
Puppets. – Są świetni na żywo. – dodałam.
– Oj tak. Poza sceną również. – uśmiechnęła się tajemniczo.
– Szczególnie pan Hetfield. – rzekła wpatrując się w mnie.
Zmarszczyłam brwi, gdyż sposób w jaki wypowiadała słowa był
bardzo… dwuznaczny.
– Nie wątpię.
– Wie pani, ostatnio miałam nawet okazję się z nim spotkać…
Jest świetny w… pod każdym aspektem. – rozmarzyła się, nie spuszczając jednak
ze mnie wzroku.
Wręczyłam jej zapakowaną płytę. Uśmiechnęła się szyderczo i wyszła.
Cóż, niektórzy to mają wyobraźnię…
Po skończonej zmianie, pojechałam jeszcze do Rainbow.
Umówiłam się tam z Trevorem. On, w przeciwieństwie do mnie, nie zrezygnował z
pracy w Whiskey. Miał mi mówić co się tam dzieje, bo, szczerze mówiąc, byłam
ciekawa tej sytuacji. I w sumie to martwiłam się o niego. Był naprawdę miłym
gościem. Zawsze ratował mi dupę, kiedy przez swoją głupotę coś odpieprzyłam.
Wiele nas łączyło. W końcu, pracowaliśmy razem ponad rok…
Gdy dotarłam na Sunset Strip, od razu weszłam do lokalu.
Rozejrzałam się, ale jego jeszcze nie było. Zajęłam miejsce przy barze i
zamówiłam drinka. Dłużyło mi się w nieskończoność. Czarne scenariusze zawładnęły
moimi myślami.
Zamówiłam kolejnego drinka. Nagle ktoś stanął za mną i położył
mi rękę na ramieniu.
– Cześć. – powiedział tajemniczy, męski głos. Odwróciłam się
w stronę postaci.
– Heeej, czy my się znamy? – zmierzyłam wzrokiem mężczyznę.
– Chyba nie, ale… Pracujesz w Whisky?
– Pracowałam. – nerwowo zaczęłam stukać paznokciami w
szklankę. Rozglądałam się po pomieszczeniu. Cholera,
gdzie jest Trevor?
– Aaaa to wszystko zmienia. Zawsze miałam do ciebie podejść
jak skończysz zmianę i nigdy mi nie wychodziło. A kiedy w końcu byłem jako tako
świadomy... Ostatnio. Przez ostatni tydzień może... To ciągle ciebie nie było.
– Aha. Fajnie. – rzuciłam obojętnie.
Jego twarz przysłaniały natapirowane, czarne włosy. Był
wychudzony. Miał na sobie czarne rurki i dżinsową kurtkę. Chwila, zaczyna mi
coś świtać…
– Tommy Lee. – wyciągnął rękę w moim kierunku.
– O Boże. Tommy! Pamiętasz mnie? To ja Kat!
– Kati… Turner? Nie sądziłem, że jeszcze kiedyś się
spotkamy. Nawet nie wiesz, jak się cieszę, że ciebie widzę. – mówiąc to
uścisnął mnie, nie przestając się uśmiechać.
– Czy ty przypadkiem nie grasz w Mötley…
– Crüe. Tak. – dokończył ucieszony. Uśmiechnęłam się. – Czekasz
na kogoś czy mogę cię porwać?
– W sumie to już nie wiem. – westchnęłam i położyłam głowę na dłoni,
opierając się łokciem o bar.
Zaczęłam martwić się o Trevora. Naprawdę mnie to niepokoiło.
Zawsze jest punktualny.
– Pójdziesz ze mną na chwilę do Whisky? Muszę coś załatwić…
– Mała, ale wiesz że tam jest teraz od chuja policji i tych innych?
– Co? Czemu? Co się tam stało?
– Szczerze to nie wiem. Możemy iść zobaczyć.
Klub był odgrodzony taśmą. Gdzieniegdzie stali policjanci
pilnujący aby nikt się nie przedostał do środka. Podeszłam do funkcjonariusza
zostawiając Tommy’ego gdzieś z tyłu.
– Przepraszam, czy mogę wiedzieć co się tu stało?
– Niestety nie mogę…
– Proszę… Tu pracował mój… chłopak. Trevor Davis…
– Oh.. Bardzo mi przykro.
– Nie rozumiem?
– Na terenie obiektu dokonano zabójstwa. Sprawca zbiegł.
– Dziękuję…
Gdy się odwróciłam, wpadłam na Tommy’ego.
Wróciliśmy z powrotem do Rainbow. Postanowiłam odnowić stare
znajomości i spędzić wieczór z Tommym.
Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy po szklance whisky.
– Przykro mi, że straciłaś chło..
– To nie był mój chłopak. – powiedziałam wziąwszy łyk
trunku. – Musiałam skłamać. Przecież inaczej bym się o niczym nie dowiedziała,
nie?
– Sprytne. – uśmiechnął się.
Siedziałam z nim tak do północy. W życiu się tyle nie
nagadałam. Szczęka bolała mnie od mówienia.
***
Wróciłam do domu. Gwen leżała na kanapie i czytała książkę. Kiedy
przekroczyłam próg salonu, zmierzyła mnie wzrokiem.
– Gdzieś Ty się szlajała? – powiedziała wypuściwszy dym z
ust.
– Spotkałam Tommy’ego, Collins zabił Trevora, a potem
poszłam się uchlać. Mogłabyś tu nie palić?
– Nie spotkałam się z matką. – chyba udała, że nie słyszała
tego, co jej powiedziałam.
– Czemu?
– Nie wiem. Przekładała to spotkanie już 3 raz. W ciągu jednego
dnia. Nie wiem kiedy się z nią spotkam… Wkurwia mnie to już. Umówiłyśmy się na
czwartek. Nie wiem co z tego będzie. Nie wiem. Nieważne. Kim jest Tommy?
– Tommy Lee. Z…
– No nie pierdol? Ten Tommy Lee? Chodziłyśmy z nim do
liceum. Ganiałaś za nim jak pojebana!
– No jak pojebana to może nie… – zarumieniłam się.
– Wcale. I wcale nie tańczyłaś z nim na balu absolwentów
całą noc. I wcale nie…
– Starczy, co?
– Zaproś go tu. – rzuciła i nagle zniknęła w swoim pokoju.