sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 2

Gwen

         Obudziłam się koło 7. Było jeszcze ciemno, ale już powoli zaczynało się robić ciut jaśniej. Dziś była niedziela, co oznaczało tylko jedno – dzień wolny. Przeciągnęłam się leniwie, przeskoczyłam przez śpiącego Jasona, ubrałam pierwsze lepsze ciuchy… i już chciałam wyjść zapalić, kiedy usłyszałam zaspany, ochrypnięty głos.
         – Gwen, wracaj do łóżka…
Złapał mnie za nadgarstek. Wywróciłam oczami. Szarpnąwszy ręką, wyzwoliłam się z uścisku i wyszłam. Pod drodze zgarnęłam z wieszaka jego ramoneskę i, zarzuciwszy ją sobie na ramiona, udałam się na ganek.
         Wyciągnęłam papierosa z paczki… I schowałam go z powrotem. Nie chciałam robić tego Jasonowi. Nie chciałam go zawieść. Bardzo mi na nim zależy… On się tak o mnie martwi. Jak mój ojciec, kiedy jeszcze żył…  
A moja matka? Nie mam pojęcia gdzie jest w tej chwili, nie kontaktowałam się z nią od 5 lat, odkąd zostawiła mnie i tatę.  
– Nie było jej nawet na pogrzebie!
Łzy zaczęły napływać mi do oczu. Oparłam się o barierkę i pozwoliłam łzom kapać na deski.
Nagle usłyszałam czyjeś kroki. Jason? – pomyślałam.
Jednak nie. Tym razem był to James. Powitał mnie delikatnym uśmiechem, który odwzajemniłam. Stanął koło mnie.
         – A co to, nie palisz? – spytał zdziwiony tym, że nie trzymam fajki w ręku.
         – Ee wiesz mieliśmy wczoraj z Jasonem małą rozmowę i widzisz. – uniosłam ręce i bezwładnie je opuściłam.
         – Wszystko w porządku?
Otarłam łzę z policzka, która spłynęła wcześniej.
–Tak, tak, wszystko okej. Wiesz, wspomnienia… Jak się spało z Katie? – zmieniłam temat. Usłyszawszy pytanie, spojrzał zupełnie w inną stronę i lekko się zarumienił. – Aha.. James? Czyżby coś między wami…
         –Oj Gwen, daj spokój. – przerwał mi. – No, dobrze mi się spało. Dziś dla porównania mogę spać z tobą. – wyszczerzył się.
         Zachichotałam.
         – No wiesz, nie wiem, co na to Jason.
         Staliśmy tak jeszcze trochę w ciszy i poszliśmy zjeść jakieś śniadanie. Przy stole w kuchni siedział już Lars i Kirk, a Kate smażyła naleśniki. Zostawiłam z nimi Hetfielda, a sama poszłam budzić Jasona. Po chwili wróciliśmy razem. Przyglądał się mi uważnie. Cóż, siedziałam w jego koszulce, którą niegdyś zabrałam z jego walizki. Chyba znalazł swoją zgubę.
         Po śniadaniu, każdy po kolei wziął prysznic, następnie niektórzy, czyli Jason i Lars poszli jeszcze dospać. Ja także zdecydowałam się na drzemkę.
         Dzień minął bardzo leniwie, a wieczór jeszcze bardziej. Siedzieliśmy sobie tak jak wczoraj, z tym, że włączyliśmy jakieś radio, a chłopcy po paru piwach nawet porwali się do tańca.
         Znów wyszłam na dwór. Niby zapalić. W sumie sama nie wiedziałam czy to zrobię czy nie. Oczywiście, zaraz za mną, przyszedł Jason.
         – Gwen…
         – Ale czy ja coś robię? – odwróciłam się w jego stronę pokazując otwarte dłonie. – Przestań mnie ścigać. Wiem co robię, nie mam szesnastu lat. – Popatrzyłam chwilę w jego oczy, poczym minęłam go i wróciłam do środka.

James

Dziś pierwsza zwinęła się Gwen. Nie wyglądała na ucieszoną. Przemknęła przez salon prosto do swojego pokoju. Po jakichś piętnastu minutach to samo zrobił Jason. Z tym, ze on przynajmniej powiedział nam dobranoc i uśmiechnął się. Chociaż sztucznie, to się uśmiechnął. Piwo później Kirk i Lars również poszli spać. Znów zostałem sam z Kat.
Wzięliśmy się za sprzątanie. Dokładnie jak wczoraj. Gdy wróciliśmy, w radiu akurat leciało The Police – Every Breath You Take. Korzystając z tego, że staliśmy obok siebie, zupełnie nie wiedząc co zamierzamy dalej robić, przybliżyłem się do niej i ująłem jej dłoń, drugą kładąc na talii, powoli zaczynając się kołysać. Spojrzała mi w oczy i uśmiechnęła się. Po chwili wtuliła się we mnie i tak powoli bujaliśmy się ze strony na stronę.
Gdy utwór się skończył usiedliśmy na sofie. W zasadzie to wyglądało to tak, że Kat położyła swoje nogi na moich i oparła się głową o poręcz kanapy. Zaczęliśmy rozmawiać, tak po prostu, o wszystkim. Opowiadałem jej trochę o ostatnich koncertach, ona mi o swojej pracy, kogo spotkała ostatnio w Whisky będąc za barem, a to o filmie… Świetnie się dogadywaliśmy. Chociaż, prawdę mówiąc, zawsze tak było. Tylko… Chyba dopiero teraz coś w tym widzę, czego nie dostrzegałem wcześniej. Nie rozmawialiśmy tak nigdy, nigdy nie było takiej okazji.
Gdy tak wymienialiśmy się opowieściami, zrobiłem się senny. Powieki stały się niemiłosiernie ciężkie.
– Widzę, że padasz już, co?
– Eh, tak… Wstań, trzeba…
–Oj, daj spokój, chyba się zmieścimy nie? – powiedziała posuwając się.
– Ale ja śpię z brzegu, nie chcę żebyś spadła. – uśmiechnąłem się delikatnie.
Rozmiękłem. Kurwa.


Katherine

Nazajutrz, z samego rana, chłopcy z Metalliki ruszyli swoim busem do San Francisco.  A zaraz po tym jak odjechali, Gwen poszła do pracy. Kilka godzin później i ja byłam w drodze do roboty.
Weszłam do budynku, jeszcze pustego, gdyż bar będzie otwarty dopiero za pół godziny. Jak zawsze poszłam na zaplecze, jednak nie spotkałam tam swojego szefa, który zawsze tu był. Siedział tu jedynie Trevor – mój kumpel ze zmiany. Przywitałam się z nim i od razu zapytałam o zaistniałą sytuację.
– Nie mam pojęcia, Kat. –  szatyn wzruszył ramionami. – Ten nowy siedzi przy barze.
Wyszłam z zaplecza, w celu przywitania się z nowym szefem.
Przy barze siedział dobrze zbudowany, ciemnowłosy mężczyzna w ciemnych okularach. Był zupełnym przeciwieństwem swojego poprzednika, który był siwy i dosyć otyły.
Po co mu te okulary?
– Dzień dobry. Katherine Turner. – wyciągnęłam dłoń w jego kierunku.
Mężczyzna zsunął okulary na czubek nosa, tym samym ukazując swoje oczy, które były różnego koloru. Przyjrzał mi się, poczym na jego twarzy zagościł tajemniczy uśmieszek.
­– Eric Collins. – uścisnął moją dłoń. – Koś jeszcze tu pracuje? – spytał wsuwając swoje okulary z powrotem na miejsce.
– Nie wiem, znam tylko pracowników ze swojej zmiany. – odpowiedziałam.
Czułam się bardzo niepewnie. Całą sytuacja nie wyglądała dobrze. Nowy szef z dnia na dzień? Bez pożegnania? Żadnych informacji? Może nie znałam Marshalla na wylot, jednak wydaje mi się, że powiedziałby mi o tym. Starałam się jednak teraz o tym nie myśleć.
Zabrałam się do pracy.
         Przez całą swoją zmianę nie widziałam nigdzie Collinsa. Mimo starań nie mogłam odpędzić myśli. Na szczęście wieczór zleciał bardzo szybko.
         Kiedy lokal wreszcie się opustoszył, razem z Trevorem posprzątaliśmy stoliki, a następnie poszliśmy na zaplecze zabrać swoje rzeczy.
Co za niespodzianka, znalazł się Eric!
– Nie wiem jak było to rozwiązywane wcześniej, czy dostawaliście dniówki czy jak, ale u mnie wypłata będzie co tydzień. – powiedział Collins.
Skinęliśmy głowami i pożegnaliśmy się.
– Pani Turner. -  zawołał za mną. – Proszę poczekać.
Zawróciłam się, Trevor wyszedł z budynku. Podeszłam bliżej, jednak nadal stałam wystarczająco daleko od niego, aby zdążyć uciec. Ten gość był dziwny.
Zsunął okulary na czubek nosa i zbliżył się do mnie na odległość kilku centymetrów.
– Wie pani, jeśli wszystko będzie tak jak trzeba… - mówiąc to położył dłoń na moim biodrze. Drgnęłam. – Mogę dać pani podwyżkę. – Zsunął rękę na mój pośladek i przysunął mnie do siebie. Natychmiast się odsunęłam, jednak nie wiele to dało. Złapał mnie za nadgarstki.
Mam nadzieję, ze Trevor jeszcze nie odjechał.
– Niech pan mnie puści. – powiedziałam cicho łamiącym się głosem.
– Proszę. – powiedział unosząc ręce do góry. – Niech pani idzie.
Wybiegła z budynku. Całe szczęście, przed wejściem czekał Trevor. Rzuciłam na niego. Chłopak był zdezorientowany.
– Co się stało?
– On… Ten szef… On jest jakiś podejrzany. Odwieziesz mnie do domu? Proszę. – powiedziałam szeptem.
– Jasne, nie ma sprawy.




Proszę o najmniejszy komentarz. :) 

4 komentarze:

  1. takie opowiadania lubię najbardziej! nie za dużo bohaterów, wszystko ładnie, prosto opisane. lata '80, koncerty, LA, Whisky a Go Go, praca kelnerki, praca w sklepie muzycznym. idealnie :) już sam wygląd bloga i zdjęcia bohaterów zachęcają do czytania.
    piszesz naprawdę ok, bardzo łatwo i szybko się czyta. dopiero 2 rozdziały, a już się wciągnęłam. w szczególności zaciekawiła mnie sprawa z Ericiem. jestem ciekawa czy Kat się zwolni, czy coś jej zrobi, a może James kiedyś wejdzie do Whisky, zobaczy, że Eric czegoś od niej chce i wkroczy do akcji? taki waleczny :')
    sprawa z Gwen i Jasonem też ciekawa. Jason jest uroczy, chce jej pomóc, tak się martwi. kochany. mam nadzieję, że Gwen się ogarnie, bo jeszcze może go straci albo będzie z nią jeszcze gorzej.
    i chciałam jeszcze powiedzieć, że prawie popłakałam się z tego dialogu:
    "– Zdradzał mnie sukinsyn – dobiegł nas głos z pokoju z góry.
    – A ty nie podsłuchuj. – krzyknął do niego Jason."

    weny życzę, pisz dalej i powiadamiaj mnie ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję pięknie za komentarz! :D
      Cieszy mnie to, że się podoba. :)
      Dzięki!

      Usuń
  2. Jejku, zazdro, że możesz tak pisać. I to w tak krótkim czasie.
    Jakoś dziwnym trafem dopiero co znalazłam czas. Szkoła mnie wymęczy w następnym tygodniu :(
    Już widzę, że zaczyna się robić... Hmmm...dosyć ciekawie. Jakaś akcja. Jej, jeszcze bardziej mi się to spodobało.
    Dużo nie napisałam. Ale zwalę to na zmęczenie xD. Może z kolejnym rozdziałem uda mi się coś więcej napisać :).
    A i będziesz mnie informować?
    Trish.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. :D Szczerze mówiąc, to mam trochę napisane do przodu, więc dlatego to tak jest.
      Eh, nie Ciebie jedną. Ale głowa do góry! Będzie dobrze. :D
      To się cieszę, że się podoba! :D
      Jasne, że będę. :)

      Usuń