sobota, 27 grudnia 2014

Rozdział 1

Katherine

Mieszkam z moją przyjaciółką Gwen na obrzeżach Los Angeles. Obie w tym roku kończymy 23 lata. Ona pracuje w sklepie muzycznym, a ja, jako barmanka, w Whisky a Go Go, przy ulicy na której zaczęły i zaczynają się kariery wielu zespołów – przy Sunset Boulevard.
Nasz jednopiętrowy dom nie jest duży. W sumie ciężko mi to ocenić, jak dla nas miejsca jest wystarczająco. Trzydzieści metrów kwadratowych na dwie osoby to jednak sporo.
 Na prawo od wejścia mamy kuchnię, dalej mój pokój, na lewo salon oraz pokój Gwen, na wprost łazienkę.
Wiedziemy dosyć ciekawe życie…
***
Zbliżała się północ. Chłopaki powinni zaraz lądować w LA. Czyli, za jakieś czterdzieści minut powinni sie zjawić u nas w domu. Dla zabicia czasu, usiadłyśmy z Gwen w salonie przed telewizorem. Tradycyjnie włączyłyśmy MTV.
Wtem usłyszałyśmy pukanie do drzwi. Zerwałyśmy sie na równe nogi i pobiegłyśmy otworzyć. Naszym oczom ukazały się cztery kosmate głowy. Starali sie uśmiechać, jednak zmęczenie na ich twarzach odznaczało się tak bardzo, że bardziej wyglądało to na grymas. Weszli do środka, zdjęli kurtki i buty i rozsiedli się w pokoju na sofie. Nawet nie zanieśli swoich bagaży tylko zostawili je w naszym ciasnym przedpokoju.
Szczęśliwy powrót trzeba oblać, wiec poszłyśmy do kuchni po jakiś alkohol. Jednak, gdy wróciłyśmy już z rękami trzęsącymi się od ciężaru butelek i szklanek usłyszałyśmy….
–Może... Nie dziś. Okej? I jutro... Też nie... – powiedział Lars.
–A wam co się stało? – spytałam zdziwiona.
–Piło sie to tu, to tam i... Widzisz. Zarządzam odwyk.
–Mów za siebie słaba głowo. – burknął mu James.
I tak Lars skończył świętowanie i poszedł spać.
My natomiast, z chłopakami, zaczęliśmy imprezowanie. Gwen siedziała już na kolanach u Jasona, obok James i Kirk, a ja na fotelu.
– To jak tam trasa? – Spytała Gwen. –  Opowiadajcie!
– Trasa jak trasa. Jedziesz, koncert, jedziesz, koncert, czasem dwie noce z rzędu w jednym mieście... No i zimno w tej europie. Na północy szczególnie... – mówił Kirk
– Nie no, Kirk to rozgrzany był. – zaśmiał się Jase, a zaraz po nim James
–Ohoho, to cóż tam się działo co? – spytałam.
Hammett lekko się zaczerwienił.
– Wyrwał sobie jakąś laskę w hotelu, nawet nie pamiętam w jakim mieście to było, i no wiesz, szlajamy się jak to zawsze, wchodzimy do jego pokoju, znaczy jego i Ulricha, wiec na dobrą sprawę Lars szedł do siebie. No i sam w łóżku to on nie był. – opowiadał James.
– Zdradzał mnie sukinsyn – dobiegł nas głos z pokoju z góry.
– A ty nie podsłuchuj. – krzyknął do niego Jason.
– No Kirk, jeszcze jakieś przygody?
– Wiesz, może już nie pamiętam nawet. – zaśmiał się i wziął łyk piwa.
***
Metallicę poznałyśmy w jej samych początkach, oczywiście chodzi mi o samą muzykę. Miałyśmy kumpla, nazywał się Brandon Simmons, nadal utrzymujemy kontakt, jednak po tym, jak wyjechał do Nowego Jorku, widzimy się dużo rzadziej. Owy kolega brał czynny udział w wymianie kaset, więc bardzo na tym skorzystałyśmy.
A jeśli chodzi o zapoznanie się z członkami zespołu to historia nie jest zbyt skomplikowana, chociaż z tego co mówi mi Gwen, swój początek ma kilka lat wcześniej, w sklepie z kasetami w Long Beach, w którym pracowała jej kuzynka, a ona zwyczajnie przychodziła z nią siedzieć. Podobno pewnego dnia pojawił się tam Lars i skończyło się tym, że wylądował u nich w domu na jakiejś małej imprezie. Do końca nie wiem czy to prawda, chociaż obie strony potwierdziły.
Natomiast to „właściwe” poznanie miało miejsce w Hollywood Palladium w Los Angeles w marcu 1985 roku. A że ja i Gwen zawsze zostajemy do końca imprezy, to udało nam się spotkać z muzykami. I jakoś to się pociągnęło, a to spotkania, wyjazdy, zabrali nas raz ze sobą na kilka koncertów po USA…
***
Poszłam na chwilę zajrzeć gdzie Lars postanowił się położyć. Znalazłam go w swoim pokoju na łóżku. Cóż… Jakoś damy radę.
Gdy wróciłam zastałam samego Jamesa. Gwen ponoć poszła zapalić, także domyślam się że Jason również jest na ganku. Kirk poszedł do łazienki.
Spojrzałam na stolik. Butelki były puste, więc zdecydowałam je zabrać, żeby rano nie było syfu i nie śmierdziało w całym domu.
– Może Ci pomogę? –  spytał długowłosy blondyn, widząc, że szkło prawie wymyka mi się z rąk.
– Byłoby świetnie. – uśmiechnęłam się.
Zanieśliśmy butelki do kuchni. Otworzyłam lodówkę i wzięłam kolejne. Już chciałam się obrócić i zamknąć plecami drzwiczki kiedy Hetfield ocknął się jak ze snu i mnie zatrzymał ręką.
– Kirk mówił, że już…
– Nie pije, tak? – przerwałam mu.
– Tak, i idzie spać.
– Zmęczony po przygodach? – spytałam żartobliwie. James parsknął.
– Co taki zamyślony?
– Ja?
– A kto, ja?
– Zaraz zamyślony… Oj, chodź już. – popchnął mnie przed siebie i tak szliśmy jedno za drugim z powrotem do salonu.
***

Gwen

Odpaliłam czerwonego Marlboro, zaciągnęłam się i wypuściłam dym przed siebie. Westchnęłam głośno. Nagle poczułam czyjeś ręce na swojej talii. Wystraszyłam się odrobinę, gdyż nie słyszałam, aby ktokolwiek za mną szedł. Odwróciłam się.
– Co tam kochanie?
– Oj Jason, Jason, nie strasz mnie tak… – powiedziałam i cmoknęłam go w usta.
Oparliśmy się o barierkę na ganku. Muszę przyznać, że był on całkiem ładny. Pod sufitem wisiało kilka kwiatków, była niewielka drewniana ławeczka, stolik… Latem jest tu zdecydowanie lepiej… I cieplej. Chociaż w nawet w środku lutego to miejsce ma swój urok. Zawsze siedzimy tu z Kat w letnie wieczory i rozmawiamy, pijąc powoli whiskey z colą i lodem. Często czytamy książki, śpiewamy, grając na gitarze akustycznej… Naprawdę lubię te nasze wspólne noce przed domem…
– Przestań palić to świństwo. – powiedział, wyrywając mnie z zamyślenia. Zabrzmiał całkiem poważnie.
– Przestań tyle pić. – burknęłam. Nie lubię jak ktoś się wpieprza w moje sprawy. Szczególnie takie błahe. Przynajmniej dla mnie.
– Jasne, załatw sobie płuca. – odwrócił się w moją stronę. Jednak ja nie chciałam w tej chwili na niego spojrzeć.
– A Ty wątrobę.
– Kurwa, Gwen! Myślisz, że nie wiem, że brałaś, bierzesz  czy w ogóle co robisz, ja już nie wiem co się z Tobą dzieje! – wybuchł.
– Nie krzycz na mnie, dobrze? – poprosiłam, powoli odwracając się w jego kierunku.
– Pozwól mi, a ci pomogę… Tylko mi na to pozwól. Rozumiesz? – popatrzył mi prosto w oczy, ujmując moją twarz w swoich dłoniach.

Jason


Martwię się o nią. Bardzo. Bardzo się o nią martwię, bo ją kocham. Kocham ją. Nie chcę, żeby niszczyła się papierosami czy używkami. O alkohol nie mogę się czepiać, bo sam piję. Ale ludzie święci, bez przesady. Nie urywa mi się film, nie rzygam w nocy ani nie chodzę pijany przez kilka dni pod rząd ani nie stwarzam zagrożenia dla nikogo… Po prostu: Lubię wypić. Tak o. Jak normalny człowiek.
No dobra, jestem wstanie zrozumieć, że jest załamana po tragicznej śmierci jej ojca w wypadku samochodowym pól roku temu, ale są jakieś granice… Czy nie lepiej po prostu z kimś pogadać? Tyle razy próbowałem zaciągnąć ją do psychologa. Na darmo. Potem na odwyk. Tez nic z tego. Uciekła po dwóch godzinach.
– Rozumiem. – mówiąc to zgasiła fajkę w popielniczce, która znajdowała się na stoliku.
Odwróciła się w moim kierunku i spojrzała na mnie swoimi nieziemskimi czekoladowymi oczami i uśmiechnęła się delikatnie. Podeszła do mnie bliżej. Przez chwilę chciałem ją pocałować, jednak uznałem, że nie zasłużyła i odsunąłem się gwałtownie.
– Ja cię przypilnuję. – powiedziałem uśmiechając się i wszedłem z powrotem do mieszkania, zostawiając moją dziewczynę z lekka zdezorientowaną.
Gdy przyszedłem, w pokoju byli już tylko James i Katie. Usiadłem obok nich, a za chwilę wróciła Gwen.
– Kirk odpadł? – spytałem.
– Taaa. – odpowiedział mi James.
– Błagam, niech tylko nie śpi na moim łóżku. Aż pójdę sprawdzić. – oznajmiła Gwen.
Po chwili wróciła.
–Ufff.
Zaśmialiśmy się wszyscy. Wypiłem jeszcze do końca to, co mi nalano, tak samo jak moja dziewczyna i poszliśmy spać do jej pokoju, tym samym zostawiając Hetfielda z Turner samych.

James

         Zapanowała cisza. Nie była ona jakaś niezręczna. I to mnie zastanawiało… Spojrzałem na Kat. Coś mi się wydaje, że ona była jednak lekko zakłopotana. Nagle wstała i zaczęła sprzątać.
         –Pomóc ci? – spytałem już dziś drugi raz. Skinęła głową, uśmiechając się delikatnie.
         Zanieśliśmy szkło do kuchni. Spojrzałem na nią znowu. Było w niej coś co przyciągało mój wzrok. Była naprawdę ładna. Nie wiem jak to się stało że nigdy wcześniej tego nie zauważyłem. Może dlatego, ze pierwszy raz tak naprawdę zostaliśmy sami i nie zwracałem na to uwagi.
         –Pijesz coś jeszcze? – spytała, wyrywając mnie z zamyślenia.
         –Nie, dziękuję. – uśmiechnąłem się.
         Wróciliśmy na sofę. Wyglądała na spiętą. A przecież znamy się już trochę… Miała bardzo delikatne rysy twarzy. W ogóle była drobna i delikatna. Jej włosy były bardzo długie, sięgały niemal do pasa. Czoło przysłonięte grzywką…
         – Cóż… –zaczęła. – jesteśmy skazani na siebie na jednym łóżku. – powiedziała.
         Kto skazany ten skazany, mi to nie przeszkadza.
         – Chyba, że wybierasz podłogę. – zażartowała. Zaśmiałem się.
         – Chcesz już iść spać?
         – A ty nie chcesz? Nie jesteś zmęczony drogą?
         – No to się odsuń, trzeba to rozłożyć. – powiedziałem uśmiechając się. Usiadła na fotelu.
         Do końca nie wiedziałem co robię, nie wiedziałam gdzie co jest… Widząc moje skupienie na twarzy zaczęła dawać mi instrukcje.
         – No i teraz… Nie, ta poduszka z drugiej strony…
         – Coś jeszcze wasza wysokość? – zapytałem. Wybuchła śmiechem, lecz po chwili się opanowała, aby nikogo nie obudzić.
         Kat wyłączyła światło i położyła się obok mnie. Zaraz po tym wyłączyła telewizor. Nastała zupełna ciemność. Jednak księżyc oświetlał niewielką część pokoju. Obróciłem się w jej stronę, żeby jeszcze na nią popatrzeć.  Odwróciła głowę w moją stronę.

         – Hm? – mruknęła cicho. Pokręciłem głową i uśmiechnąłem się do niej.       


Może nie będę się rozpisywać pod 1. rozdziałem... Po prostu liczę na jakieś komentarze. Czepiajcie się wszystkiego, jednak mile widziane są również pozytywne opinie (oczywiście, nic na siłę).

5 komentarzy:

  1. Heeeej,
    Jejku, miałam przeczytać dwie godziny temu. Już mi się podoba, że jest Jason i on ma dziewczynę. Zawsze kończy się na Jamesie i Kirku, a Lars wszystkie wyrywa. Ale to nic!
    Teraz dostałam weny na pisanie. Kocham to.
    Kurczaczki nie wiem co pisać w komentarzu. No dobra, jedno wiem. Gdzieś tam na początku napisałaś "Europy" czy jakoś tak od małej. Ale to może być taki efekt specjalny xD. Troszkę się odzwyczaiłam od czytania i pisania, ale Twój blog jest chyba dobrym początkiem :).
    Nie będę przynudzac.
    Pozdrawiam Tri :D.
    PS. I dużo weny życzę i szczęścia w nowym roku i wszystkiego :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zacznę od tego, że niesamowicie cieszy mnie Twój komentarz! :D
      Hm... Lubię Jasona, może dlatego postanowiłam go tu wpleść... Nie wiem w sumie. Ale do Kirka się nie rwałam, szczerze mówiąc. :P
      O, dzięki! Od razu poprawię! :D
      Ooo, miło mi!
      Dziękuję! :) Również życzę weny i wszystkiego najlepszego w nadchodzącym roku. :)
      PS. Muszę w końcu wziąć się za Twoje blogi! :D

      Usuń
    2. Łohohoho moje blogi. Oj lepiej nie! Trochę tego dużo. Może niedługo uda mi się wystartować z czymś nowym :).
      Oh Jason, Jason. Też go lubię :).

      Usuń
  2. Rozumiesz, że ja tego nie chce? Że nie chce żeby było tak jak jest? Nie wiesz, prawdopodobnie, jak bardzo mnie to niszczy. Jak cierpię. A cierpienie jest podwójne.

    OdpowiedzUsuń
  3. Wiem tylko jedno, że Twoje odcięcie od mediów nie jest przypadkiem. Wiem, że chcesz mi pokazać tym, że Twoja decyzja jest ostateczna. Że nie zmienisz zdania. Że mogę pisać do samego papieża. Załamałaś ręce i tylko tyle zostało Tobie do zrobienia.

    OdpowiedzUsuń