Gwen
Z samego rana musiałyśmy wstać, ze względu na pogrzeb
Trevora. Cholernie ciekawiło nas, czy pojawi się Collins. O ile to w ogóle on
go zabił. A jeśli nie on, to kto?
Byłam średnio zainteresowana całą tą ceremonią, więc
pochodziłam dookoła, popatrzyłam na ludzi. Bardziej skupiałam się na tym, że
dziś przyjeżdża Jason. Ostatni raz przed trasą.
Muszę mu coś powiedzieć…
Postanowiłam jednak zabawić się w detektywa. Przeszłam się
alejkami dookoła. Kto wie, może spotkam Collinsa?
Przeszłam się tak raz, drugi, trzeci… I właśnie. Za trzecim
razem zauważyłam kobietę, która na mój widok schowała się i natychmiast
założyła okulary. Dobra, może przypadek. Jednak moja ciekawość musiała zostać
zaspokojona. Podeszłam trochę bliżej. Uciekła gdzieś.
Wróciłam do Kat. Bez słowa chwyciłam ja na ramię i
zaciągnęłam w tamto miejsce. Kobieta znowu stała przy drzewie.
– Kto to? – wskazałam wzrokiem tajemnicza osobę.
– O ja pierdzielę.
– Co?
– To ta dziwna laska, co była ostatnio u mnie w sklepie. Co
ona tu robi?
– Jak mnie zobaczyła to zwiała. Ej, mam złe przeczucie.
Zmywamy się. – wzięłam ją za rękę i pociągnęłam za sobą.
Wzięłyśmy taksówkę i pojechałyśmy do domu. Rozeszłyśmy się
do swoich pokoi.
Od czasu wyjścia z cmentarza nie odezwałyśmy się do siebie nawet
słowem. Ta pieprzona cisza zaczynała mnie powoli irytować. Postanowiłam wejść
do jej pokoju.
– A gdzie ty wychodzisz? – powiedziałam zobaczywszy ją zakładającą
kurtkę.
– Umówiłam się z Tommym. – spojrzała na mnie wystraszona.
– To już nie James? – zdziwiłam się.
– Tylko idę się spotkać… Z resztą, to chyba już temat
zamknięty… – westchnęła.
– Będziesz wierzyła w te brednie? To przypadkowa osoba, daj
spokój. – powiedziałam opierając się o futrynę.
– Nie ważne. Idę się spotkać z Tommym i tyle. – minęła mnie,
lekko trącając moje ramię i wyszła.
***
Za pół godziny miał przyjść Jason. Ubrałam jakąś bluzę i
poszłam do salonu. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, więc włączyłam telewizor.
Jednak zdegustowana tym, co zobaczyłam na szklanym ekranie natychmiast
wyłączyłam urządzenie. Położyłam się na sofie. Zasnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Jason.
Zwlokłam się z kanapy i poszłam otworzyć.
– Witaj piękna. – powiedział wysuwając rękę, w której
trzymał bukiet czerwonych róż, zza pleców.
– O matko! A z jakiej to okazji? – spytałam, mając uśmiech
na pół twarzy.
– A tak bez, bo moja kobieta zasługuje na kwiaty. –
pocałował mnie w policzek.
Weszliśmy do środka,
wstawiłam kwiaty do wazonu. Rozsiedliśmy się na sofie.
– Nie brałeś ze sobą Jamesa?
– Nie chciał.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Nie wiem Gwen, nie pytaj mnie o to. Ostatnio trochę
zwariował.
– Cóż, Kat chyba też… No ale pomińmy to. – powiedziałam
uśmiechając się lekko. – Długo ciebie nie zobaczę, prawda?
– Tylko dziesięć dni. – powiedział i pocałował mnie w usta.
– To dobrze, bo… – i nagle się zacięłam. Oczami krążyłam po
pokoju.
– Bo? Kochanie, mów. – niecierpliwił się.
– Jestem w ciąży. – spojrzałam na niego.
Nagle oczy mu zabłyszczały, a na twarzy pojawił się ogromny
uśmiech.
Katherine
Wcale nie umówiłam się z Tommym. Potrzebowałam wyjść i
odreagować to wszystko. Jamesa, odejście Trevora, strach przed tym chorym pajacem
Collinsem. Ale musiałam coś wymyślić, żeby mnie nie zatrzymywała i nie
wypytywała o każdy szczegół.
Właściwie nie wiem, dokąd szłam. Zrozpaczona usiadłam na krawężniku przed
Rainbow. Rozpłakałam się jak dziecko. Jak małe, pięcioletnie dziecko. A miałam
ponad dwadzieścia lat.
Oplotłam nogi ramionami i oparłam głowę na kolanach.
Mam niecałe dwadzieścia trzy lata, ściga mnie jakiś
psychopata i tęsknię za gwiazdorem, który jest w trasie daleko ode mnie. Chore.
Zaszlochałam.
Nagle ktoś stuknął mnie w ramię. Podniosłam głowę do góry.
Cóż, musiałam okropnie wyglądać, sądząc po czarnych śladach od tuszu do rzęs i
eyelinera na moich dłoniach.
– Boże, dziewczyno, co Ci się stało? – podał mi rękę.
Podniosłam się z krawężnika.
– Cześć, Tommy… – westchnęłam. – Jak leci? – spytałam,
wciskając sobie sztuczny uśmiech na twarz.
Bez słowa złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę jakiegoś
auta. Wystraszyłam się, więc zaczęłam się wyrwać. Co spowodowało tylko, że jego
uścisk wokół mojego nadgarstka stał się silniejszy, a przez to bolesny.
Niemalże wrzucił mnie do auta i zatrzasnął za mną drzwi.
Usiadł za kierownicą. Zdziwiłam się, że prowadził. Nie był pijany? Naćpany?
– Gdzie mnie wieziesz? – warknęłam.
– Do domu, a gdzie. – odpowiedział chłodno. – Jason już
pojechał, Gwen się Tobą zajmie.
– Taaa. – mruknęłam, gapiąc się w szybę.
– Wziąłbym cię do siebie, ale byłoby to bardzo nierozsądne,
abyś w takim stanie siedziała w pomieszczeniu razem z ćpunami.
– Poczekaj, skąd wiesz, że Jason pojechał?
– Gwen do mnie dzwoniła. Z początku myślałem, że
zapomniałem, że byliśmy umówieni, ale wierzyć mi się nie chciało, żebym był
ostatnio aż tak wstawiony, aby nie pamiętać co się działo. Pojechałem więc ciebie
szukać. Nie chciałem, żeby coś ci się stało.
Zawsze wszystkiego się domyślała. Nie mam pojęcia jak to
robiła. Gdzie bym nie poszła, zawsze potrafiła mnie znaleźć. Niestety nie
mogłam powiedzieć tego samego o sobie…
***
– Oddaję zgubę. – powiedział zniknął.
Weszłam do środka. Gwen nic nie mówiła. A myślałam, że
zacznie się na mnie drzeć. Usiałam na sofie. Ona obok mnie. Siedziałyśmy w
ciszy przez godzinę. Robiło się coraz ciężej, oddychałam coraz ciszej, nie
mówiąc o jakimkolwiek ruchu. Nagle odwróciła głowę w moim kierunku.
– James dzwonił. – powiedziała. Twarz miała zupełnie bez
wyrazu.
Zagotowało się we mnie. Wzięłam głęboki oddech i podniosłam
się z kanapy. W połowie drogi do pokoju usłyszałam głos Gwen.
– Nie oddzwonisz?
Zatrzymałam się. Milczałam. Nie wiedziałam co zrobić.
Podeszłam szybko do telefonu i wykręciłam numer. Nikt nie odbierał. Niemalże
rzuciłam słuchawką i pobiegłam do pokoju.
Już miałam dosyć. Chciałam już to wszystko zostawić. Ale
nie. On musiał zadzwonić. Chciałam z nim porozmawiać, ale jednocześnie
wolałabym, żeby nie istniał.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz