poniedziałek, 28 grudnia 2015

Rozdział 5

Gwen

Z samego rana musiałyśmy wstać, ze względu na pogrzeb Trevora. Cholernie ciekawiło nas, czy pojawi się Collins. O ile to w ogóle on go zabił. A jeśli nie on, to kto?
Byłam średnio zainteresowana całą tą ceremonią, więc pochodziłam dookoła, popatrzyłam na ludzi. Bardziej skupiałam się na tym, że dziś przyjeżdża Jason. Ostatni raz przed trasą.  Muszę mu coś powiedzieć…
Postanowiłam jednak zabawić się w detektywa. Przeszłam się alejkami dookoła. Kto wie, może spotkam Collinsa?
Przeszłam się tak raz, drugi, trzeci… I właśnie. Za trzecim razem zauważyłam kobietę, która na mój widok schowała się i natychmiast założyła okulary. Dobra, może przypadek. Jednak moja ciekawość musiała zostać zaspokojona. Podeszłam trochę bliżej. Uciekła gdzieś.
Wróciłam do Kat. Bez słowa chwyciłam ja na ramię i zaciągnęłam w tamto miejsce. Kobieta znowu stała przy drzewie.
– Kto to? – wskazałam wzrokiem tajemnicza osobę.
– O ja pierdzielę.
– Co?
– To ta dziwna laska, co była ostatnio u mnie w sklepie. Co ona tu robi?
– Jak mnie zobaczyła to zwiała. Ej, mam złe przeczucie. Zmywamy się. – wzięłam ją za rękę i pociągnęłam za sobą.
Wzięłyśmy taksówkę i pojechałyśmy do domu. Rozeszłyśmy się do swoich pokoi.
Od czasu wyjścia z cmentarza nie odezwałyśmy się do siebie nawet słowem. Ta pieprzona cisza zaczynała mnie powoli irytować. Postanowiłam wejść do jej pokoju.
­– A gdzie ty wychodzisz? – powiedziałam zobaczywszy ją zakładającą kurtkę.
– Umówiłam się z Tommym. – spojrzała na mnie wystraszona.
– To już nie James? – zdziwiłam się.
– Tylko idę się spotkać… Z resztą, to chyba już temat zamknięty… – westchnęła.
– Będziesz wierzyła w te brednie? To przypadkowa osoba, daj spokój. – powiedziałam opierając się o futrynę.
– Nie ważne. Idę się spotkać z Tommym i tyle. – minęła mnie, lekko trącając moje ramię i wyszła.

***

Za pół godziny miał przyjść Jason. Ubrałam jakąś bluzę i poszłam do salonu. Czas dłużył mi się niemiłosiernie, więc włączyłam telewizor. Jednak zdegustowana tym, co zobaczyłam na szklanym ekranie natychmiast wyłączyłam urządzenie. Położyłam się na sofie. Zasnęłam.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Jason.
Zwlokłam się z kanapy i poszłam otworzyć.
– Witaj piękna. – powiedział wysuwając rękę, w której trzymał bukiet czerwonych róż, zza pleców.
– O matko! A z jakiej to okazji? – spytałam, mając uśmiech na pół twarzy.
– A tak bez, bo moja kobieta zasługuje na kwiaty. – pocałował mnie w policzek.
Weszliśmy do środka,  wstawiłam kwiaty do wazonu. Rozsiedliśmy się na sofie.
– Nie brałeś ze sobą Jamesa?
– Nie chciał.
Spojrzałam na niego pytająco.
– Nie wiem Gwen, nie pytaj mnie o to. Ostatnio trochę zwariował.
– Cóż, Kat chyba też… No ale pomińmy to. – powiedziałam uśmiechając się lekko. – Długo ciebie nie zobaczę, prawda?
– Tylko dziesięć dni.­ – powiedział i pocałował mnie w usta.
– To dobrze, bo… – i nagle się zacięłam. Oczami krążyłam po pokoju.
– Bo? Kochanie, mów. – niecierpliwił się.
– Jestem w ciąży. – spojrzałam na niego.
Nagle oczy mu zabłyszczały, a na twarzy pojawił się ogromny uśmiech.

Katherine


Wcale nie umówiłam się z Tommym. Potrzebowałam wyjść i odreagować to wszystko. Jamesa, odejście Trevora, strach przed tym chorym pajacem Collinsem. Ale musiałam coś wymyślić, żeby mnie nie zatrzymywała i nie wypytywała o każdy szczegół.
Właściwie nie wiem, dokąd szłam.  Zrozpaczona usiadłam na krawężniku przed Rainbow. Rozpłakałam się jak dziecko. Jak małe, pięcioletnie dziecko. A miałam ponad dwadzieścia lat.
Oplotłam nogi ramionami i oparłam głowę na kolanach.
Mam niecałe dwadzieścia trzy lata, ściga mnie jakiś psychopata i tęsknię za gwiazdorem, który jest w trasie daleko ode mnie. Chore.
Zaszlochałam.
Nagle ktoś stuknął mnie w ramię. Podniosłam głowę do góry. Cóż, musiałam okropnie wyglądać, sądząc po czarnych śladach od tuszu do rzęs i eyelinera na moich dłoniach.
– Boże, dziewczyno, co Ci się stało? – podał mi rękę.
Podniosłam się z krawężnika.
– Cześć, Tommy… – westchnęłam. – Jak leci? – spytałam, wciskając sobie sztuczny uśmiech na twarz.
Bez słowa złapał mnie za rękę i zaciągnął w stronę jakiegoś auta. Wystraszyłam się, więc zaczęłam się wyrwać. Co spowodowało tylko, że jego uścisk wokół mojego nadgarstka stał się silniejszy, a przez to bolesny.
Niemalże wrzucił mnie do auta i zatrzasnął za mną drzwi. Usiadł za kierownicą. Zdziwiłam się, że prowadził. Nie był pijany? Naćpany?
– Gdzie mnie wieziesz? – warknęłam.
– Do domu, a gdzie. – odpowiedział chłodno. – Jason już pojechał, Gwen się Tobą zajmie.
– Taaa. – mruknęłam, gapiąc się w szybę.
– Wziąłbym cię do siebie, ale byłoby to bardzo nierozsądne, abyś w takim stanie siedziała w pomieszczeniu razem z ćpunami.
– Poczekaj, skąd wiesz, że Jason pojechał?
– Gwen do mnie dzwoniła. Z początku myślałem, że zapomniałem, że byliśmy umówieni, ale wierzyć mi się nie chciało, żebym był ostatnio aż tak wstawiony, aby nie pamiętać co się działo. Pojechałem więc ciebie szukać. Nie chciałem, żeby coś ci się stało.
Zawsze wszystkiego się domyślała. Nie mam pojęcia jak to robiła. Gdzie bym nie poszła, zawsze potrafiła mnie znaleźć. Niestety nie mogłam powiedzieć tego samego o sobie…
***
– Oddaję zgubę. – powiedział zniknął.
Weszłam do środka. Gwen nic nie mówiła. A myślałam, że zacznie się na mnie drzeć. Usiałam na sofie. Ona obok mnie. Siedziałyśmy w ciszy przez godzinę. Robiło się coraz ciężej, oddychałam coraz ciszej, nie mówiąc o jakimkolwiek ruchu. Nagle odwróciła głowę w moim kierunku.
– James dzwonił. – powiedziała. Twarz miała zupełnie bez wyrazu.
Zagotowało się we mnie. Wzięłam głęboki oddech i podniosłam się z kanapy. W połowie drogi do pokoju usłyszałam głos Gwen.
– Nie oddzwonisz?
Zatrzymałam się. Milczałam. Nie wiedziałam co zrobić. Podeszłam szybko do telefonu i wykręciłam numer. Nikt nie odbierał. Niemalże rzuciłam słuchawką i pobiegłam do pokoju.

Już miałam dosyć. Chciałam już to wszystko zostawić. Ale nie. On musiał zadzwonić. Chciałam z nim porozmawiać, ale jednocześnie wolałabym, żeby nie istniał.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz